W granicach Mirska, w kierunku północno wschodnim znajduje się Góra Marcina (zwana też Marcówką lub Górą Marcową), o wysokości 387 m. n.p.m.). To niepozorne wzniesienie ma swoją bogatą historię, o której warto opowiedzieć.
Pierwszy wzmiankowany obóz na Górze Marcowej był związany z II wojną śląską, pomiędzy Austrią Habsburgów i Prusami Hohenzollernów. 31 października 1745 roku, w nocy, około pierwszej 100 austriackich huzarów nadciągnęło od strony Giebułtowa, uczynili sobie postój koło cegielnianych szop (okolice dzisiejszego przejazdu kolejowego należały do nieistniejącej już cegielni), a o świcie cofnęli się do zabudowań cegielni. Dopiero rano o siódmej potwierdzono ich obecność i powiadomiono zamek Gryf, gdzie wystrzelono z działa na znak alarmu, aby ostrzec całą okolicę. Wysłano również meldunek do komendy w Cieplicach. Austriacy w tym czasie zaczęli z Mirska ściągać furaże (innymi słowy plądrować okolicę). Około dziesiątej zaczęli się wycofywać, gdyż z okolic nadciągały szybko posiłki. Pościg za oddziałem austriackim prowadzono do granicy z Saksonią, nie za daleko więc, bowiem przebiegała ona na rzeczce Łużyca, przed Giebułtowem. Oddziały pruskie zawróciły, przeszły przez Mirsk i rozlokowały się na biwaku pod Górą Marcową, a wieczorem odmaszerowały do swoich kwater.
Najbardziej znany jest epizod zawiązany z okresem napoleońskim. Od 22 czerwca 1813 roku w Mirsku obozowali wówczas żołnierze francuscy z 72, 79 i 102 regimentu piechoty, Neapolitańczycy z 5 regimentu oraz Włosi z regimentów 4 i 16. Wszyscy oni podlegali rozkazom generała dywizji Le Dru. W Skarbkowie u pani Kittelmann zakwaterował marszałek Francji Macdonald (walczył później w bitwie pod Kaczawą i pod Lipskiem, gdzie wraz z ks. Józefem Poniatowskim osłaniali odwrót armii francuskiej). Na zamku Gryf zakwaterowała brygada generała Frassinet’a. Ze względu na utrzymanie dyscypliny i planowany dłuższy postój został na naszej Marcówce zbudowany obóz dla czterech regimentów, które stały w mieście i najbliższej okolicy. Zbudowanych zostało 275 drewnianych baraków. Na budowę jednego baraku szło 2-3 kop desek i około 20 kop gwoździ. Sam koszt cieśli i stolarzy wyniósł 125 talarów 8 groszy. Gotowy obóz podobno pięknie wyglądał. Przed każdym barakiem zasadzono dwa młode świerki, a przed barakami oficerskimi urządzone zostały ogródki kwiatowe. Na szczycie góry stał barak komendanta. Widok tego obozu znajduje się na jednym z najstarszych obrazów związanym za naszym miastem, litografii z 1813 roku, która znajduje się w kronice miasta autorstwa Bergemanna.
Obóz dla artylerzystów stanął w Skarbkowie na folwarku. Składał się z 21 baraków – stacjonowało tu 20 dział i haubic oraz 40 wozów z prochem i amunicją. Obsługa wozów i koni kwaterowała nadal po domach prywatnych.
1 lipca marszałek Macdonald urządził przed głównym obozem paradę wojskową, po której odbyła się uroczysta biesiada w specjalnie do tego celu wybudowanym baraku w ogrodzie Kittelmanna w Skarbkowie.W biesiadzie tej wzięli udział goście z batalionu kwaterującego w Rząsinach, którzy wcześniej przybyli do Mirska. Po paradzie wojskowej marszałek Macdonald przybył do miasta, zwiedził szpital, aptekę polową oraz kuchnię szpitala. Te odwiedziny kosztowały kasę miejską 100 talarów.
10 sierpnia obchodzono uroczyście dzień urodzin Napoleona. Uroczystości zostały przyśpieszone, ponieważ dzień urodzin przypadał dopiero 15 sierpnia, ale 16-tego kończyło się zawieszenie broni i to zaważyło na przesunięciu terminu.
W Mirsku dzień ten obchodzono bardzo uroczyście. W obozie na Górze Marcowej zbudowano specjalnie ołtarz, przy którym proboszcz parafii musiał odprawić Mszę św. oraz nabożeństwo połączone z odśpiewaniem Te Deum. Wzięli w nim udział generałowie, pułkownicy i wszelkiego rodzaju oficerowie oraz cała załoga obozu. Początek nabożeństwa obwieściły dzwony kościelne oraz honorowa salwa artyleryjska.
O 17-tej zaproszono starszyznę wojskową oraz przedstawicieli miasta: burmistrza Georgy, sędziego Strehlę, byłego burmistrza Engemanna, kupca Richtera, aptekarza Myliusa oraz proboszcza i pastora na uroczystą biesiadę, która odbyła się w Skarbkowie.
Obóz na tę uroczystość był pięknie przystrojony wieńcami i kolorowymi lampionami Nad kwaterą generała rozpięty był duży, podświetlony transparent z literą „N”.
16 sierpnia widać było, że Francuzi spodziewają się znowu początku dalszej wojny. Dali to poznać przez wzmożenie rekwizycji oraz czujności (pozaciągali nowe posterunki wartownicze). 17 sierpnia o godz. 7 rano francuska załoga zaczęła powoli opuszczać obóz oraz miasto. W czasie ewakuacji zabrane zostało wszystko, co tylko się dało, pozostało zaledwie 12 ton soli i trochę sieczki. Z magazynu chlebowego zabrano wszystek chleb, a piechurzy nieśli bochenki, nabiwszy je na bagnety karabinów.
Z okresu wycofywania się wojsk napoleońskich pochodzi zachowany list dowódcy 4 Dywizji Piechoty Młodej Gwardii, gen. François Rogueta, do księcia Poniatowskiego z informacjami otrzymanymi od księcia Trewizy, o położeniu oddziałów kozackich w okolicach Jeleniej Góry, Mirska i Lubania. Donosi on również o kompanii woltyżerów znajdującej się na lewym brzegu Nysy, w pobliżu mostu w Radomierzycach, a także potrzebie wzmocnienie jej kawalerią.
Tekst bez datacji, musiało zostać jednak w obozie dywizji w okolicach Zawidowa, ok. 18 sierpnia 1813 r.
Od 6 do 8 września władze dominialne na Gryfie sprzedawały francuskie baraki na Górze Marcowej. Koszt jednego baraku wynosił od 6 do 12, niektóre nawet 18 talarów. Cała suma ze sprzedaży dała kwotę 1 781 talarów.
O Marcówce ponownie pojawiają się wzmianki w 1887, kiedy to Karkonoskie Towarzystwo zbudowało wieżę widokową obok schroniska i na cześć imienia grafini nazwano ją „Wieża Maryi”.
Z relacji tej wynika, że już po wojnach napoleońskich na górce tej działało schronisko. Nie udało mi się ustalić ani tego od kiedy ono istniało ani okoliczności zakończenia działalności. Tak samo z wieżą widokową. Przypuszczam jedynie, że nie funkcjonowały one już w 1914 roku, albowiem wtedy planowano umieszczenie na górce wieży ciśnień, ostatecznie zrezygnowano z tego pomysłu na rzecz obecnej lokalizacji.
Nie pozostawiono górki na długo zupełnie niewykorzystanej. W 1922 roku spółka akcyjna zakładów w Skarbkowie zbudowała tego roku tu („na barakach”- to określenie z tego okresu, odżyło na krótko po II wojnie światowej) domki dla robotników istniejące do dziś (są one, jak widać, nieomal wiekowe). Zbudowanych zostało 5 domków, każdy miał niewielki ogródek.
Z czasów II wojny światowej pochodzi mroczny epizod Marcówki. Na jej stoku był ulokowany obóz, początkowo Organizacji Schmelta Był on utworzony w czerwcu 1943 roku, w lipcu 1944 roku został włączony w skład filii KL Gross-Rosen. Oficjalnie przejęcie obozu nastąpiło 4 września, kiedy nadano 150 więźniarkom numery obozowe od 56051-56100 do 56201-56300). Więziono tu do 250 kobiet narodowości żydowskiej z Zagłębia Dąbrowskiego. Pracowały one dla firm AEG (Allgemaine Elektrizitats-Gesellschaft) oraz Teichgraber (późniejsze ZPL). W Muzeum Gross-Rosen widnieje on na mapie obozów jako Bersdorf-Friedeberg, możliwe, że przez nie do końca prawidłowy zapis w relacji więźniarki tego obozu, Grety Majzels (Röhrsdorf zostało zapisane jako Bersdorf, lecz to jedynie moje przypuszczenia). Pozostałości fundamentów są nadal widoczne, zwłaszcza teraz, gdy nie ma wysokiej trawy.
Obóz ten został zlikwidowany z końcem stycznia lub początkiem lutego 1945 r. Więźniarki ewakuowano pieszo do AL Kratzau (Chrastava w Czechach) – również filii Gross-Rosen.
Baraki obozowe służyły po wojnie jako magazyn części zamiennych, głównie elektrycznych. Zostały rozebrane w latach 50. Podczas rozbiórki odkryto na gazetach, którymi wyklejone były dla uszczelnienia przed wiatrem, nazwiska i adresy więźniarek. Według relacji osoby biorącej udział w rozbiórce, zostały one spalone, razem z innymi pozostałościami po barakach.
Pod koniec II wojny światowej na górce było stanowisko dział przeciwlotniczych, prawdopodobnie słynnych „acht koma acht”, 88 mm. Żołnierze z obsługi kontaktowali się z więźniarkami, możliwe, że nosili się z zamiarem dezercji.
Tyle o historii Góry Marcowej. Przez lata było to ulubione miejsce spacerów mieszkańców Mirska. Będąc tam można zauważyć pozostałości ścieżek, ławeczek… Ciekaw jestem, czy przywrócenie alejek, jakieś drobne wyposażenie w ławki, usunięcie chaszczy wpłynęłoby na powrót spacerowiczów. Jaka będzie jej przyszłość – patrząc na resztę miasteczka, nic się nie zmieni.
[googlemap width=”false” height=”400″ latitude=”50.980341″ longitude=”15.393654″ address=”” zoom=”14″ border=”yes” type=”HYBRID”]
Pod rokiem 1794 wspomniany został tamtejszy bazalt niedaleko Gryfa (Greiffenheim) na Marcówce (Merzberge); [w:] SP, 1794, 19. Bd. Stück 2. Februar.