Na fali fascynacji tzw. „złotym pociagiem” wypada wspomnieć, że na terenie gminy Mirsk miały miejsce odkrycia depozytów z czasów końca wojny i okresu przesiedleń. Samo ukrywanie „duzych”, muzealnych depozytów zaczęło się w 1944 roku. Obszar Dolnego Śląska był traktowany jak bezpieczny schron przed bombardowaniami, obfitujący w kopalnie, jaskinie, ruiny, stare twierdze, zamki i inne potencjalne miejsca, gdzie dość łatwo było ukryć nawet dość duży transport. Należy pamiętać, że sporo sztolni zostało w tajemnicy wykutych w czasie trwania wojny, informacje o nich są dostępne tylko wtedy, gdy pozostali świadkowie tych prac. Regułą było likwidowanie wykonawców tych robót.
Wiele podziemnych obiektów znajduje się bardzo blisko i przez wiele lat krążyły o nich plotki. Jako przykłady niech służą choćby podziemny schron pod Kamienną w Lubaniu odkryty przez Tomasza Bernackiego, schron pod Wzgórzem Kościuszki w Jeleniej Górze czy sztolnia w Miłoszowie. Te są potwierdzone, niektóre udostępnione do zwiedzania. Krążą legendy o innych, nieodnalezionych dotychczas podziemiach.
Poniżej garść informacji o odkrytych depozytach z naszej najbliższej okolicy oraz pogłoskach o naprawdę dużych depozytach nieopodal. Wiem, że nie są to wszystkie znaleziska. Sam posiadam informacje o innych, których wyjawić nie mogę, gdyż obiecałem dyskrecję. Czytelnicy na pewno również podobnymi informacjami dysponują.
Rozumni eksploratorzy dzielą się na tych, którzy nic nie znaleźli oraz na tych, którym znaleziska udowodniono…
Potwierdzone:
Jedna ze skrytek z zabytkami znajdowała się w Krobicy. Depozyt był na strychu późniejszego Zakład Płyt Pilśniowych, wtedy zakładu przeróbki drewna, należący do Schaffgotschów. Znajdowały się tam witraże w metalowych ramach. Nie wiadomo, czy także inne zabytki. Nie wiadomo dokładnie ile witraży tam było. Pogłoski mówią o kilkunastu. Same witraże były z różnych okresów. W Muzeum Architektury we Wrocławiu możemy obejrzeć kilka z nich: Prorok Ezechiel z XII wieku (link na stronę Muzeum), Scena Betlejemska i Ofiarowanie Pana Jezusa z XIV wieku. Skrytka została odnaleziona przez żołnierzy w maju 1945 roku, a jej zawartość przewieziona do Mirska przez kapitana Majewskiego. Dla żołnierzy były to poniemieckie kolorowe szkiełka i jako takie zniszczyli kilka sztuk zrzucając z okien. Wielką zasługą kapitana Majewskiego było to, że nie dopuścił do zniszczenia zabytków.
Kolejnym niech będzie znalezisko w Karłowcu z 27 października 1988 roku. Podczas prowadzenia wykopów natrafiono na skrzynię z porcelaną i innymi, nieustalonymi przedmiotami. Część przedmiotów została prawdopodobnie zabrana przez znalazców, prowadzone było dochodzenie w tej sprawie. Odzyskano wyroby ze szkła, puchary z XiX i XX wieku, porcelanę z Królewskiej Manufaktury w Berlinie, zakładów Rosenthal i fabryki Carla Tilscha. Według notatki dyrektora Muzeum Karkonoskiego z Jeleniej Góry wiele przedmiotów brakowało, nawet biorąc pod uwagę zniszczenia poczynione przez koparkę. Znalezisko wyceniono na 100 tysięcy złotych.
Poniżej relacje i pogłoski o ukrytych transportach.
Transport z Leśnej
Pierwsza dotyczy okolic Leśnej, dokładnie sztolni wykuwanych pod koniec wojny przez więźniów pobliskiego Miłoszowa. Od lat 80-tych krąży opowieść o zasypanym konwoju ciężarówek w jednym z kompleksów, następnie zamaskowanym. Wczesną wiosną 1945 roku, po zmierzchu, monter z rozdzielni elektrycznej został wezwany do awarii. On i jego koledzy wiedzieli o tajnych podziemiach koło Leśnej, nie zdziwił się więc słysząc o jadącym w stronę podziemi transporcie. Uwagę jego zwróciła jednak liczba ciężarówek (ok. 30) i to, że wszystkie były ciężko załadowane, zakryte i z numerami rejestracyjnymi SS. Do tego eskorta na motocyklach i dwóch ss-manów w samochodzie terenowym.
Ciężarówki bez pośpiechu zostały wprowadzone w określonej kolejności do podziemi, kierowcy pozostali w podziemiach. Niedługo po wprowadzeniu ostatniej ciężarówki dał się słyszeć wybuch i w tym momencie ss-mani otworzyli ogień do pozostających poza podziemiami żołnierzy, po czym zaciągnęli ciała i motocykle w głąb tunelu i wysadzili także jego wylot. Następnego dnia miejsce te było już zamaskowane. Monter wrócił do rozdzielni i dokończył naprawę awarii. Gdy zamykał rozdzielnie podjechał do niego motocykl z tymi ss-manami. Zatrzymali się i zażądali wyjaśnień, kim jest i co tam robi. Monter wyjaśnił, że kilka godzin pracował w piwnicy rozdzielni i wraca do domu. W międzyczasie od strony miasta nadjechali jacyś ludzie i ss-manii odjechali. Monter kilka razy odwiedził pagórek w którym znajdował się zasypany tunel z ciężarówkami. Z otworów wentylacyjnych było słychać wrzaski i strzały.
Został on po wojnie w Leśnej jako jeden z autochtonów. W 1965 roku poznał na rynku w Leśnej ss-mana, który kierował konwojem, strzelał do żołnierzy, później o mało nie rozstrzelał jego. Relację tę usłyszał (a raczej podsłuchał, była to rozmowa dwóch autochtonów) kierowca jeleniogórskiej firmy w barze w Leśnej w 1965 r. Kilka tygodni później obaj rozmówcy nie żyli – dawny monter zginął pod kołami samochodu niemieckiego turysty, drugi został zasztyletowany przed barem.
Czerniawa
W marcu 1945 roku mieszkańcy okolic Czerniawy otrzymali polecenie, by następnego dnia o określonej porze nie wychodzić z domów. Ciekawscy zaobserwowali jedynie przejazd kolumny ciężarówek (podobno było ich 22), które przez Czerniawę przejechały, lecz nie dojechały do Świeradowa, znikając pomiędzy Opaleńcem i Czerniawską Kopą. Według plotek mógł być to transport bankowego złota.
Kontynuacją tego wątku jest niepotwierdzona informacja o zaobserwowaniu pod koniec wojny amerykańskich czołgów w okolicy Świeradowa Zdroju. Według relacji prof. Jerzego Łojka, opublikowanej w „Kalendarzu Historycznym”, będąc na tych terenach w 1949 roku zwrócił uwagę na zrytą asfaltową drogę . Zapytany autochton odpowiedział, że pod koniec wojny przedarło się przez góry od strony Czech kilkadziesiąt amerykańskich czołgów, przebywały na tym terenie 2 dni i się wycofały. Najbliższymi Amerykanami była III Armia USA dowodzona przez generała Pattona. Słynął on ze swej, łagodnie mówiąc, niechęci do Rosjan oraz brawury. Może dalekie rozpoznanie…
W jednym z artykułów znalazłem jednak wzmiankę, że w ręce Amerykanów w zachodnich Czechach wpadł niemiecki oficer, który zdradził informację o transporcie złota, ukrytego w Górach Izerskich.
Świeradów-Zdrój
Ze Świeradowem związana jest relacja Michała Skibickiego z dnia 15 grudnia 1970 roku. Pod koniec 1941 roku z transportem więźniów został przewieziony z obozu w Brnie w rejon Gór Izerskich. Podczas przejazdu ciężarówką zdołał dostrzec drogowskazy z napisem Flinsberg (Świeradów-Zdrój).
„Pod najwyższą górę prowadziły normalne tory kolejowe, na których stały już wagony towarowe załadowane skrzyniami. Skrzynie te były drewniane, okute sztabami o wymiarach ok. 1,5 m długości, 80 do 100 cm szerokości i ok. 70 cm wysokości, były też skrzynie blaszane o tych rozmiarach. Każda ze skrzyń ważyła około 200 kg. Skrzynie te musieliśmy rozładowywać z wagonów, a następnie przy pomocy wyciągu i jeńców były wciągane na szczyt góry”.
Najdziwniejszy wydał się świadkowi fakt, że więźniowie zostali podzieleni na dwie grupy. Pierwsza transportowała skrzynie do połowy wzniesienia, a następnie przekazywała je drugiej zmianie. Według jego oceny w tym czasie jeńcy przetransportowali około 150 skrzyń.
„Codziennie słyszało się strzały na szczycie góry, tak że nabrałem przekonania, że ci jeńcy, którzy nie wracali na kwaterę, zostali na górze zlikwidowani”. Po kilku dniach Michał Skibicki został przeniesiony do pracy na górze. Prace odbywały się na polanie. Nosił w nosidłach ziemię i darń, które wysypywano na pokrywę żelazną ok. 4 cm grubości, wielkości 4 na 5 metrów. Inni jeńcy okładali maskowali pokrywę darnią i sadzili drzewka iglaste. Udało mu się uciec, w czasie burzy w nocy, korzystając z nieuwagi strażnika.
Po latach, gdy przeglądał przypadkowo mapę Gór Izerskich, zauważył, że Bad Flinsberg jest na terenie Polski i skontaktował się z Główną Komisją Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce, przed którą złożył zeznania dotyczące depozytu. Stwierdził, że jest w stanie wskazać miejsce ukrycia skrzyń. Od 23 do 25 czerwca 1971 r. miały miejsce poszukiwania z udziałem Michała Skibickiego, przy udziale m.in. wiceprokuratora wojewódzkiego i naczelnika archiwum GKBZHwP, które jednak zakończyły się niepowodzeniem. Ustalono, że wskazana przez świadka jako miejsce ukrycia depozytu góra to Sępia Góra, koło Świeradowa-Zdroju.
Jak do tej pory nic oficjalnie nie odnaleziono.
Temat będzie kontynuowany.
Szpadle w dłoń, panowie, szpadle w dłoń !
Te opowieści o skarbach w ŚWIERADOWIE ZDROJU / poprzednio do 1947 r. Wieniec Zdrój / są mi znane, bo przyjechałem tam w 1946 r.. / z mamą do ojca – osadnika wojskowego / Ojciec otrzymał dom, który nam się spalił w zimie 1857 r. / byłem wówczas w internacie Technikum Mech. w Jeleniej Gorze / Obecnie na tym miejscu poniżej Partyzantki – Marzenia stoi „Lukas” Poszukiwanie skarbów poniemieckich / zwane wówczas – szaber / było wśród osadników powszechne. „Moi Niemcy” zostali wysiedleni w 1947 r. Żyliśmy z nimi bdb. Po pożarze pocieszali nas listownie z gór Harcu, gdzie mieli schronisko ! Oczywiście po ich wysiedleni zgodnie z ówczesnym zwyczajem, dom , ogród i pole / było 1..75 ha/ zostało dokładnie przeszukane. / Zaznaczam ,że przy wysiedleniu, nikt dla „naszych Niemców”
niczego nie zabierał . Wywieżli 2 PAROKONNE FURY DO POCIĄGU. Inni w ich sytuacji mieli gorzej. Zależało od nowych właścicieli ich siedliska !?
Szaber jaki pozostał, to było n ic ? Jedyną rzecz , którą znalazł mój ojciec , to zegar gabinetowy -drewniany – DZWONIACY GODZINY ITP Mam go do dzisiaj, bo uratował się z pożaru / Matka wyrzuciła go przez okno/. Stoi w moim minibiurze i nie chodzi ,bo robi to strasznie głośno, a wydzwaniane godziny , budziły cały dom ?
Tak wiec moi drodzy czytelnicy mam ten jeden szaber + rogi jelenie, które też uratowały się z pożaru.Z Świeradowa wyjechaliśmy w 1967 r. i zawsze uważamy ,go za miasto rodzinne / jechaliśmy do niego z Grodna 3 tygodnie w 1946 r.- Identycznie jak Pawlak z” Samych Swoich” – w bydlęcym wagonie była też krowa „Mućka”, bo na wagon było 4 rodziny. Współczesnym poszukiwaczom życzę dużo powodzenia i wytrwałości – Coś na pewno znajdą !
Polecam dwie książki, które posiadają przypisy i opisują ukrywanie oraz poszukiwanie skarbów w powiecie lwóweckim, m.in. w Mirsku.
Szymon Wrzesiński, Krzysztof Urban, „Skarby III Rzeszy ukryte na Dolnym Śląsku. Relacje, dokumenty, wspomnienia”, Warszawa 2013.
Szymon Wrzesiński, Krzysztof Urban, „Na tropach skarbów i depozytów Trzeciej Rzeszy, Kulisy rewindykacji i poszukiwań terenowych na Dolnym Śląsku”, Warszawa 2014.
Polecam Autorowi tekstu podawać źródło tych historyjek, bo później sam będzie uznany za bajkopisarza jak Chromicz, Lamparska, Bojko i cała reszta „gwiazd” bazujących na nieistniejących świadkach, wymyślonych i powtarzanych opowieściach. Dla przykładu opowieść o transporcie w Leśnej. Polecam udać się do Miłoszowa i Leśnej i zobaczyć, że do żadnej ze sztolni nie mogła wjechać ciężarówka, bo zwyczajnie by się nie zmieściła.
Artykuł miał za zadanie zasygnalizować, że wojenne sprawy tych okolic nie zostały jeszcze zakończone. Pisali o tym różni autorzy, można ich jeszcze kilku dopisać. Ważne jest to, że powodują wzrost zainteresowania regionem. Leśna – relacje więźniów wskazują, że w podziemiach trwała produkcja. W żadnej z obecnie znanych sztolni o produkcji mowy być nie mogło – stan surowy. Widać konkurencja wśród pisarzy się zaostrza.